sobota, 2 listopada 2013

Maroko - kraj trzydziestocentymetrowych krawężników

Poprzednio w Maroku byłem z plecakiem i nie zwróciłem uwagi na to, jak wysokie są tam krawężniki. Standardem jest 20-30 centymetrów, ale zdarzają się i polmetrowe uskoki.
Z Meknes pociagiem pojechalem do Tangeru skąd promem przedostalem się do miasteczka Tarifa w Hiszpanii, a stamtąd juz rowerem do Algaciras - niewiele widziałem miast tej wielkości , w których by aż tak bardzo nic nie było. Następnie dotarłem na Gibraltar próbując po drodze omijać autostradę i jakieś wielkie tereny przemysłowe.
I ciekawostka, na Gibraltar prowadzi tylko jedna droga, która przecina pas startowy lotniska Gibraltaru. W czasie startu lub lądowania samolotu droga ta jest zamykana na kilka minut, w czasie których nie ma możliwości dostać się na teren lub opuścić Giblartaru.
W drodze do Malagi zobaczyłem kilka miast nad wybrzeżem Costa del Sol, w tym znakomicie oświetloną nocą Marbellę.
Teraz jestem juz w Barcelonie, dotarłem tu pociagiem z przesiadka w Madrycie. Pociąg był z tych szybszych, kilka razy przekroczył nawet 300 km/h, choć miałem wrażenie jak bym jechał z co najwyżej połowa tej prędkości. Teraz pojeżdżę sobie trochę po Barcelonie i wieczorem zacznę kierować się w stronę Girony, skąd jutro wylatuje do Polski.

środa, 30 października 2013

Hotel mesje? Taxi?

Jestem juz w Maroku. Nie znamy drugiego mejsca, do którego można dotrzeć tak łatwo, szybko i względnie tanio, a które tak bardzo różniloby się od Polski. Dziś jestem w Fezie, dawnej stolicy Maroka - miejscowa medyna (coś jak stare miasto) jest ponoć jest ponoć miejscem o największej gęstości zabudowy na calym świecie i największym obszarem miejskim bez możliwości dojazdu samochodem.

Europejczyk przyjezdzajacy do Maroka bardzo szybko zorientuje się, że miejscowi sprzedawcy na nowo definiują słowa "marketing" i "sprzedaż". Na szczęście rower dzięki kilkukrotnie przewadze prędkości nad piechotę niemal rozwiązuje problem natretnych przewodnikow, pomocników  i doradzaczy.

Generalnie znaczna część kobiet w Maroku zakrywa chustami włosy, a niewielka część także twarze (odsetek kobiet stosujący jakie okrycie jest dodatnio skorelowany z wiekiem), ale jednocześnie przez trzy dekady w Polsce nie zagadało do mnie łącznie tyle dziewczyn co choćby dzisiaj w Fezie (co jak łatwo się domyślić wciaż nie oznacza jakiejś szczególnie wielkiej liczby).

Teraz będę kierował się w stronę Meknes.

PS. Jestem juz w Tangerze i dopiero tutaj znalazłem działające wifi, jutro postaram się dopisać coś więcej.

niedziela, 27 października 2013

Londyn

Jestem juz na lotnisku i czekam na lot do Fezu. W Londynie poza miejscami, które już kiedyś zwiedzałem, obejrzałem miasteczko olimpijskie. Zajmuje na oko kilka kilometrów kwadratowych i jak zazwyczaj bywa w przypadku takich obiektów nie ma tam niemal żywej duszy, a mimo to trzeba to utrzymywać, oświetlac i pilnować, żeby nie rozkradli.

Podczas mojego pobytu w Maroku, czyli przez najbliższe ok 4 dni, nie będę tak często (o ile w ogóle) aktualizowal swojej pozycji na mapie. Częste aktualizacje wrócą gdy przedostane się do Hiszpanii.

sobota, 26 października 2013

Druga próba wylotu

Ze względu na mgłę mój lot został odwołany i mialem prawo do bezpłatnej zmiany lotu - dzięki temu wylatuje z Balic. Jako, ze lot z Balic był 3-krotnie droższy niż ten mój odwolany, to w sumie znowu dzięki przekierowaniu zarobiłem pieniądze (bo to juz trzeci raz w tym roku odwolali mój lot). I jeszcze wisienka na torcie - specjalny bonus 50 zł dla stałego klienta od Ryanair (albo raczej: dla klienta, którego więcej lotów przekierowano niż nie przekierowano).

Szkoda tylko, że na marne poszła kontrola osobista na lotnisku w Lublinie - była to chyba jedna z najdłuższych kontroli w historii polskiego lotnictwa cywilnego. Składała się z trzech etapów, podczas których musiałem wytłumaczyć się z niemal wszystkich nietekstylnych elementów mojego ekwipunku.

Teraz jestem w Balicach, do których dotarłem PKS-em w dość umiarkowanym stanie technicznym, kurs pospieszny overnight relacji Lublin - Kraków, 6,5 godziny. Niewiele ponad 4h dłużej ten odcinek jechalem kiedyś rowerem. Na szczęście lubię jeździć PKS-em, siadam zawsze na końcu, bo tam najbardziej trzęsie, i cala drogę śpię jak niemowlę.

piątek, 25 października 2013

Szybka traska do Maroka

W podróżowaniu najbardziej podoba mi się bezmyślne pokonywanie kilometrów w ładnych miejscach. Tym razem do przejechania jest ich jakieś 8000 w 9 dni. Trasę wymyśliłem bez większego zastanawiania się w ciągu około godziny czy dwóch, szukałem tanich lotów w jakiekolwiek fajne miejsca w z grubsza odpowiadających mi terminach - wyszło na to, że w piątek po południu wylatuję z Lublina do Londynu, stamtąd po dwóch dniach lecę do Fezu do Maroka. W Maroku spędzę jakieś 4 dni, a stamtąd muszę przedostać się promem do Hiszpanii zahaczając jeszcze o Gibraltar. Następnie wyruszam z Malagi przez Madryt do Barcelony jakimś szybkim pociągiem (trasę z Malagi do Barcelony pokonuje ze średnią prędkością około 200 km/h już po wliczeniu w to godzinnej przerwy na przesiadkę w Madrycie). Na koniec wylatuję z Girony pod Barceloną i ląduję w Rzeszowie w niedzielę wieczorem.

Oczywiście będę miał ze sobą składaka, a do tego namiot, w którym nie chciałbym spędzać ulewnego deszczu (ale za to jest lekki i szybko się rozkłada). Jako wielki fan taniego chińskiego ekwipunku podróżniczego biorę ze sobą trampki szmaciaki z Tesco i śpiwór z Allegro (łącznie 52 zł). Z każdą kolejną podróżą stosunek wagi różnych gadżetów, które ze sobą targam do wagi reszty ekwipunku coraz bardziej zbliża się do jedności. Tym razem dzięki wyposażeniu składaka w źródło energii elektrycznej (dynamo w piaście i przetwornica pozwalająca na zasilanie urządzeń przez USB), postaram się w miarę na bieżąco aktualizować na mapie swoją pozycję (z wyłączeniem Maroka, ze względu na ceny internetu w roamingu i o ile nie napotkam na jakieś inne techniczne trudności). Jeżeli z jakichś powodów mapka na blogu przestałaby działać, to można ją otworzyć także pod tym linkiem: www.greenalp.com/RealtimeTracker/index.php?guestmode=1&viewuser=przamak&fs=1&maxtracksize=5000

niedziela, 28 lipca 2013

Na Ukrainie, gdzie obcy ginie

Dojechaliśmy na Ukrainę i pozostalismy tam dłużej niż to było w planach. Przejście graniczne, które według informacji z Wikipedii miało nam umożliwić przedostanie się na teren Węgier, obsługiwalo tylko ruch samochodowy i ciężarowy. Położone kilkanaście kilometrów dalej przejście, na które skierowali nas celnicy, miało być czynne całą dobę, a czynne było do 21. Tym samym nocleg spedzilismy pod granicą, a wieczór umilał nam gigantyczny pożar, który akurat miał miejsce kilka kilometrów dalej. Teraz podejmiemy trzecia próbę wjazdu na Węgry, która oczywiście będzie tylko sztuka dla sztuki, bo nie będziemy mieli czasu, by pozostać na terenie kraju dłużej niż 5 minut.

piątek, 26 lipca 2013

Cztery kraje w jeden weekend na składaku



Dziś po południu jadę z Jakubem w traskę. Będziemy chcieli we dwóch pokazać na czym NIE polega podróżowanie na rowerze.

Wyjeżdżamy w piątek po południu, wracamy w niedzielę w nocy, a w tym czasie chcemy na składanych rowerach przejechać po terytorium czterech krajów: Polski, Słowacji, Ukrainy i Węgier. Na ten pomysł wpadłem dwa dni temu podczas kontemplacji mapy Europy i stwierdzeniu, że możliwe jest odwiedzenie tych czterech krajów w ciągu jednego weekendu na składaku. Nie ma to większego sensu, ale jest wykonalne. W tym celu będziemy musieli w ciągu niecałej 2,5 doby przejechać około 400 km na składakach i prawie 600 samochodem.

Najprawdopodobniej jeździć będziemy niezbyt ciekawymi drogami, nie zobaczymy zbyt wielu interesujących miejsc, a jeżeli nawet zupełnie przypadkowo na takie trafimy, to i tak nie będziemy mieli czasu, aby się w nich zatrzymywać. Wycieczka obfitować będzie w znużenie, zmęczenie i bezmyślne nabijanie kilometrów. Towarzyszyć nam będzie nieustanna presja czasu i frustrująca świadomość, że każda większa awaria czy inny problem może doprowadzić do niepowodzenia naszej wyprawy

Cała wycieczka nie ma większego sensu, służyć będzie głównie udowodnieniu nie wiadomo czego nie wiadomo komu i nie wiadomo po co.

Zapraszam do odwiedzania bloga, na którym w najlepszym wypadku znajdą się ze dwie krótkie relacje, bo prawdopodobnie wolne chwile będziemy woleli przeznaczyć na sen niż na klikanie postów na komórce.

Plan podróży jest tak dobry, że już teraz, ex ante, mogę ogłosić pełny sukces całej wycieczki!

środa, 12 czerwca 2013

Koniec wycieczki! Dziękuję, dobranoc.

Wracam juz PKS-em do Lublina. Ostatniego dnia pojeździlem troche po Neapolu i odwiedziłem największe centrum handlowe w okolicy. Podczas 8-dniowej wycieczki przejechalem 830 km i pokonałem łącznie okolo 6100 metrów przewyzszen. Nie podaje czasu jazdy, bo ktoś gotów policzyć średnia prędkość, a tego wole uniknąć ;-)

Niestety dziś już nie zdążyłem wjechac ponownie na Wezuwiusza. Natomiast wczoraj podczas zjazdu z wulkanu jako fan wszelkich poślizgów i szybkiej jazdy w zakrętach (i ślamazarnej na prostych) otrzymałem dwie znakomite lekcje. Pierwsza to uslizg obu kół w ciasnym zakręcie na suchym asfalcie przy ok 30 km/h, z którego udało mi się wyratowac, druga to uslizg przedniego koła, z którego nie udało mi się wyratowac ;-) W drugim przypadku skończyło się na w miarę kontrolowanej wywrotce i dwóch małych obtarciach.

Na koniec jeszcze raz dzięki Bartkowi za posunięcie kilku pomysłów miejsc wartych obejrzenia, a Pawłowi za opiekę logistyczna przez Facebooka (m. in. szukanie miejsca pod namiot w Google Earth i Street View).

Wszędzie dobrze, ale najlepiej przed komputerkiem!

wtorek, 11 czerwca 2013

Pompeje

Pompeje to chyba największa atrakcja turystyczna Włoch i musze przyznać, że żaden zabytek jaki kiedykolwiek wcześniej widziałem (o ile całe miasto można nazwać zabytkiem) nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia. Miasto zbudowane zostało 2 tysiące lat temu i po erupcji Wezuwiusza zasypal je popiół i zalała lawa - i dzięki temu uchowało się do dzisiejszych czasów w niezmienionej postaci.

Podjąłem również dwie próby w wjechania na Wezuwiusza, jedną od południa, gdzie zamknięta brama przywitała mnie na wysokości ok. 350 m n.p.m., i drugą, gdzie zamknięta brama znajdowała sie na wysokości prawie 1000 metrów.

Teraz jade zwiedzać Neapol i wieczorem laduje się do samolotu.

niedziela, 9 czerwca 2013

Capri

Na Capri spędziłem prawie cały dzień, przejechalem wyspę wzdłuż i bylem w Lazurowej Grocie - w środku jest ciemno, a woda podświetlona jest światłem słonecznym na niebiesko. Do środka wpływa się łódką i jest to możliwe tylko w momencie gdy fala jest w najniższym położeniu. Noc spędziłem juz na kontynencie, gdyż na Capri jest bardzo ciasno i ciezko o miejsce pod namiot - udało mi się znaleźć znakomity nocleg pod drzewem cytrynowym niedaleko Sorrento . Przejechalem tez wybrzeże wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO biegnące od miasta Positano do Amalfi (dzięki Bartek za rady!). Teraz jestem w Salerno i będę kierował się w stronę Pompejów.

sobota, 8 czerwca 2013

Neapol

Dotarłem wczoraj wieczorem do Neapolu i miasta w zasadzie jeszcze nie oglądałem, zaladowalem się właśnie na prom na Capri. Po drodze mijalem opustoszale jeszcze nadmorskie kurorty, które jednak już teraz szturmuja pierwsi niemieccy emeryci.

piątek, 7 czerwca 2013

Latina

Jade teraz wzdłuż wybrzeża do Neapolu. Najciekawszym miastem po drodze była Latina ze względu na potężny i jedyny w całej okolicy wysokosciowiec (na oko miał ponad 100 metrow) w środku zupełnie niepozornego miasta otoczony przez jakieś niskie budynki i nieuzytki. Wyglądało to jakby ktoś zabrał się za budowanie metropolii, tylko ze od końca.

A teraz wyjeżdżam z miasta Formia i biorę się za szukanie noclegu. Wszystko wskazuje na to, ze nie będzie to proste.

środa, 5 czerwca 2013

Anzio

Dojechalem nad morze do Anzio a po drodze zahaczylem o Castel Gandolfo. Poza rezydencja papieska znajduje się tam jezioro powstałe przez zalanie krateru wulkanu (w zasadzie nie sprawdzałem tej informacji, ale wygląda ono tak jakby nie mogło powstać w inny sposob). A teraz będę kierował się w stronę Neapolu.

W Rzymie jak w Żyrzynie

W prawie każdym mieście z trochę dłuższa historia znajdują się jakieś fragmenty dawnych budowli czy murów obronnych, ale takiej ich liczby nie widziałem jeszcze nigdzie. W wielu miejscach widziałem wciąż trwające prace archeologiczne, wiec takich atrakcji prawdopodobnie wciąż przybywa. Dawny Rzym był z pewnością przepotężny w skali całego świata.
Te fragmenty miasta, które powstały w czasach bliższych współczesności prezentują się już dość przeciętnie, ale wciąż schludnie - duży udział ma w tym brak wszechobecnych reklam i szyldów typu "KOMIS GSM SKUP-SPRZEDAŻ-NAPRAWA" czerwoną czcionką na żółtym tle.
A jutro jadę nad morze albo do Tivoli.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Permesso, vorrei passare

Powyższe słowa są najdłuższym zdaniem, jakie umiem wypowiedzieć po włosku i znaczą mniej więcej przepraszam, chciałbym przejść. Czasami używam go w tłumie i rzeczywiście zdaje się działać, raz nawet zapoczątkowało krótką rozmowę - a krótką dlatego, że mógłbym ją kontynuować jedynie w przypadku, jeśli rozmówca zapytałby come stai? czyli jak leci?. Niestety rozmówca powiedział coś innego i zmuszony byłem podziękować za rozmowę.



Lecę zaraz w krótką traskę ze składakiem, wylatuję do Rzymu, a wracam tydzień później z Neapolu. Plan podróży załączony jest na mapce poglądowej, która informuje, że przygotowania sprowadziły się do wydrukowania jakichś krótkich przewodników, których nawet jeszcze nie czytałem, wpisania w Google fraz "Roma must see" i "Napoli must see" oraz oznaczenia gwiazdkami na Mapach Google paru fajnych miejsc w okolicy. Tradycyjnie będę miał też ze sobą wydrukowane na lichej drukarce atramentowej wybrane fragmenty map, które po pierwszym ulewnym deszczu nie będą nadawały się do niczego.

środa, 10 kwietnia 2013

Tera do domu

Wycieczka juz dobiega końca, jade pociagiem do Trapani, a stamtąd juz rowerem na lotnisko. Transport kolejowy na Sycylii nie funkcjonuje zbyt dobrze, kursów jest niewiele nawet między dużymi miastami, przerwy między przesiadkami są tak duże, że podróż pomiędzy niektórymi dużymi miastami trwa powyżej 20 godzin (mam tu na myśli najszybsze połączenia) - a między skrajnie odległymi miastami jest w prostej linii mniej niż 300 km. Na dodatek na długich zelektryfikowanych liniach jeżdżą często małe spalinowe szynonusy. Na szczęście bilety kolejowe nie są drogie.
Sycylia jest bardzo gorzysta,  a większość dużych miast znajduje się nad morzem. Płaski teren wzdłuż linii brzegowej jest tak mocno zagospodarowany, że dość trudno o znalezienie miejsca pod namiot. Teraz, pod koniec pory deszczowej, krajobrazy są najbardziej zielone podczas całego roku. Temperatura wynosiła ok 20 stopni w ciągu dnia i 10-15 w nocy.
Sycylia wydaje się być jednym z biedniejszych rejonów Europy, w większych miastach znajduje się wiele spektakularnych zabytkowych budynków, ale to już raczej tylko dowód dawnego bogactwa wyspy, która mniej przypomina Europe Zachodnia, a bardziej Afrykę Północna (z tą wielka różnica na plus, że na Sycylii nie ma wszechobecnych naganiaczy i naciagaczy). Często bywa tak, że tam gdzie duzo ubóstwa, tam i niewielka grupa osób bogatych, na Sycylii jednak nigdzie tych bogatych nie widać.
Niestety ze względu na krótki czas pobytu na wyspie wielu wartych uwagi miejsc nie zobaczyłem (szczególnie łatwo było mi się pogodzić z pominięciem parku krajobrazowego Zingaro, który szczesliwie spalił się w zeszłym roku).
Krajobraz na Etnie robi duże wrażenie, a sam wulkan od czasu do czasu wyrzuca w niebo brązowy dym. Sezon narciarski na Etnie juz się zakończył, ale podczas zimy można zjezdzac na nartach widząc jednocześnie morze, co jest unikalna cechą w skali całego świata.
Podczas wycieczki przejechalem 400 kilometrów rowerem i ponad 500 pociągami. Średnia prędkość na rowerze wyniosła chyba ze 13 km/h. Zobaczyłem niestety tylko qjedno Suzuki Baleno.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Etna

Dzisiaj wjechalem na Etnę, a przynajmniej na tyle na ile się dało - asfalt prowadzony jest do wysokości niecałych 2000 m. n.p.m. Niestety jest jeszcze zbyt zimno aby bez przygotowania wchodzić na Etnę, a w szczególności w szmacianych trampkach, w których tu jestem. Prognoza na dziś zakladala temperaturę 0 stopni na wysokości ok. 2400 m i silny wiatr, a wulkan ma 3340 m, wiec na szczycie był już spory mróz. Etna niedawno dawała o sobie znać, miejscowości na wschód od wierzchołka pokryte były warstwa popiołu wulkanicznego, a mieszkańcy robili miotlami porządki przed domami. Jutro będę zwiedzal Katanię.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Pod Etną

Przedpołudnie spędziłem wciąż jeszcze w Palermo, natomiast potem udałem się pociągiem do położonego na wzgorzu miasta Taormina. To ponoć znany miejscowy kurort, a zarazem drugie (po Erice) czyste i zadbane miasto na Sycylii, które odwiedziłem. Namiot rozbilem u podnóży Etny, ale jako, że już ciemno, a ostatnie noce są bezksiezycowe, to widziałem jedynie zarys wulkanu.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Palermo

Dzisiejszy dzień zacząłem od obejrzenia Erice, miasta znajdującego się na szczycie góry. Cały dzień jechalem potem do Palermo, odwiedzając po drodze Monreale i kilka innych miast. Mój kolega Bogus mawia "kolacja najważniejszy posiłek dnia" (w zależności od sytuacji podobnie mówi o śniadaniu i obiedzie), zatem dzisiejszy dzień zwieńczylem lazania - porcja 1kg i ze 2000 kcal, oczywiście zjadlem całość. W okolicy Palermo ciężko o dobre miejsce pod namiot, ale ostatecznie znalazłem znakomite miejsce na środku ślimaka zjazdowego z autostrady.

sobota, 6 kwietnia 2013

Trapani

Jestem juz na Sycylii. Dojechalem z lotniska do centrum Trapani, pojeździlem po miescie i zacząłem podjezdzac pod górę ok. 750 m n.p.m., na szczycie której znajduje się miasto Erice. Namiot rozbilem w jakimś gaju oliwnym pełnym kamieni, klujacych roślin i ładnych zielonych owadów. Jutro będę kierował się w stronę Palermo.

piątek, 5 kwietnia 2013

Znowu jadę na Sycylię!

I to już trzeci raz, mimo że nigdy jeszcze tam nie byłem. Co ważne, na każdym kolejnym przelocie zarabiam pieniądze! Bilety na pierwszy lot, który został odwołany, kosztował około 100 zł. Bezpłatnie otrzymałem bilet na kolejny wylot, który kosztował już 250 zł - tym razem lot również nie doszedł do skutku. Za trzecim razem dostałem bilet warty 450 zł! Tym razem lecę z Okęcia - działa tam ILS, zatem prawdopodobieństwo, że na odwołanym locie zarobię jeszcze więcej pieniędzy jest już niestety mniejsze. Ale jak widać pieniądze leżą na ziemi, starczy się schylić i je podnieść.

Jedno z praw Murphy'ego mówi: Układ zabezpieczający zniszczy układ zabezpieczany. Tak stało się w przypadku tylnej obręczy mojego roweru, który biorę ze sobą. Obręcz wyposażona jest w rowki na powierzchni roboczej hamulca, sygnalizujące nadmierne zużycie jej ścianek, co mogłoby skutkować pęknięciem obręczy. W momencie wytarcia ścianek obręczy do głębokości tych rowków należy wymienić obręcz na nową. Jednak zgodnie z zacytowanym powyżej prawem obręcz o bardzo niewielkim zużyciu pękła podczas pompowania (przy ciśnieniu około 3,8 atmosfery) właśnie wzdłuż wspomnianych rowków. Stało się to na około 2 godziny przed moim drugim wyjazdem na Sycylię, więc czasu było aż nadto, aby przedsięwziąć środki zaradcze (widoczne na fotografii). Zakup odpowiedniej obręczy do koła 20-calowego to przynajmniej w Lublinie rzecz niemal niemożliwa, ale na szczęście przed trzecim wyjazdem udało mi się kupić jakieś chińskie liche przednie koło, które posłużyło za dawcę obręczy.

środa, 3 kwietnia 2013

Sycylia - drugie podejście.

Wybieram się ze składakiem na kilka dni na Sycylię. Niedzielny lot nie doszedł do skutku ze względu na warunki pogodowe (odwołano lot), zatem dzisiaj nadstawiam drugi policzek i ponownie jadę na lotnisko Jasionka pod Rzeszowem. Postaram się w miarę możliwości na bieżąco relacjonować przebieg wycieczki. Pogoda wydaje się nie być lepsza niż poprzednio, zatem nie jest wykluczone, że posta podobnej treści napiszę tu jeszcze w najbliższą niedzielę :)