środa, 30 października 2013

Hotel mesje? Taxi?

Jestem juz w Maroku. Nie znamy drugiego mejsca, do którego można dotrzeć tak łatwo, szybko i względnie tanio, a które tak bardzo różniloby się od Polski. Dziś jestem w Fezie, dawnej stolicy Maroka - miejscowa medyna (coś jak stare miasto) jest ponoć jest ponoć miejscem o największej gęstości zabudowy na calym świecie i największym obszarem miejskim bez możliwości dojazdu samochodem.

Europejczyk przyjezdzajacy do Maroka bardzo szybko zorientuje się, że miejscowi sprzedawcy na nowo definiują słowa "marketing" i "sprzedaż". Na szczęście rower dzięki kilkukrotnie przewadze prędkości nad piechotę niemal rozwiązuje problem natretnych przewodnikow, pomocników  i doradzaczy.

Generalnie znaczna część kobiet w Maroku zakrywa chustami włosy, a niewielka część także twarze (odsetek kobiet stosujący jakie okrycie jest dodatnio skorelowany z wiekiem), ale jednocześnie przez trzy dekady w Polsce nie zagadało do mnie łącznie tyle dziewczyn co choćby dzisiaj w Fezie (co jak łatwo się domyślić wciaż nie oznacza jakiejś szczególnie wielkiej liczby).

Teraz będę kierował się w stronę Meknes.

PS. Jestem juz w Tangerze i dopiero tutaj znalazłem działające wifi, jutro postaram się dopisać coś więcej.

niedziela, 27 października 2013

Londyn

Jestem juz na lotnisku i czekam na lot do Fezu. W Londynie poza miejscami, które już kiedyś zwiedzałem, obejrzałem miasteczko olimpijskie. Zajmuje na oko kilka kilometrów kwadratowych i jak zazwyczaj bywa w przypadku takich obiektów nie ma tam niemal żywej duszy, a mimo to trzeba to utrzymywać, oświetlac i pilnować, żeby nie rozkradli.

Podczas mojego pobytu w Maroku, czyli przez najbliższe ok 4 dni, nie będę tak często (o ile w ogóle) aktualizowal swojej pozycji na mapie. Częste aktualizacje wrócą gdy przedostane się do Hiszpanii.

sobota, 26 października 2013

Druga próba wylotu

Ze względu na mgłę mój lot został odwołany i mialem prawo do bezpłatnej zmiany lotu - dzięki temu wylatuje z Balic. Jako, ze lot z Balic był 3-krotnie droższy niż ten mój odwolany, to w sumie znowu dzięki przekierowaniu zarobiłem pieniądze (bo to juz trzeci raz w tym roku odwolali mój lot). I jeszcze wisienka na torcie - specjalny bonus 50 zł dla stałego klienta od Ryanair (albo raczej: dla klienta, którego więcej lotów przekierowano niż nie przekierowano).

Szkoda tylko, że na marne poszła kontrola osobista na lotnisku w Lublinie - była to chyba jedna z najdłuższych kontroli w historii polskiego lotnictwa cywilnego. Składała się z trzech etapów, podczas których musiałem wytłumaczyć się z niemal wszystkich nietekstylnych elementów mojego ekwipunku.

Teraz jestem w Balicach, do których dotarłem PKS-em w dość umiarkowanym stanie technicznym, kurs pospieszny overnight relacji Lublin - Kraków, 6,5 godziny. Niewiele ponad 4h dłużej ten odcinek jechalem kiedyś rowerem. Na szczęście lubię jeździć PKS-em, siadam zawsze na końcu, bo tam najbardziej trzęsie, i cala drogę śpię jak niemowlę.

piątek, 25 października 2013

Szybka traska do Maroka

W podróżowaniu najbardziej podoba mi się bezmyślne pokonywanie kilometrów w ładnych miejscach. Tym razem do przejechania jest ich jakieś 8000 w 9 dni. Trasę wymyśliłem bez większego zastanawiania się w ciągu około godziny czy dwóch, szukałem tanich lotów w jakiekolwiek fajne miejsca w z grubsza odpowiadających mi terminach - wyszło na to, że w piątek po południu wylatuję z Lublina do Londynu, stamtąd po dwóch dniach lecę do Fezu do Maroka. W Maroku spędzę jakieś 4 dni, a stamtąd muszę przedostać się promem do Hiszpanii zahaczając jeszcze o Gibraltar. Następnie wyruszam z Malagi przez Madryt do Barcelony jakimś szybkim pociągiem (trasę z Malagi do Barcelony pokonuje ze średnią prędkością około 200 km/h już po wliczeniu w to godzinnej przerwy na przesiadkę w Madrycie). Na koniec wylatuję z Girony pod Barceloną i ląduję w Rzeszowie w niedzielę wieczorem.

Oczywiście będę miał ze sobą składaka, a do tego namiot, w którym nie chciałbym spędzać ulewnego deszczu (ale za to jest lekki i szybko się rozkłada). Jako wielki fan taniego chińskiego ekwipunku podróżniczego biorę ze sobą trampki szmaciaki z Tesco i śpiwór z Allegro (łącznie 52 zł). Z każdą kolejną podróżą stosunek wagi różnych gadżetów, które ze sobą targam do wagi reszty ekwipunku coraz bardziej zbliża się do jedności. Tym razem dzięki wyposażeniu składaka w źródło energii elektrycznej (dynamo w piaście i przetwornica pozwalająca na zasilanie urządzeń przez USB), postaram się w miarę na bieżąco aktualizować na mapie swoją pozycję (z wyłączeniem Maroka, ze względu na ceny internetu w roamingu i o ile nie napotkam na jakieś inne techniczne trudności). Jeżeli z jakichś powodów mapka na blogu przestałaby działać, to można ją otworzyć także pod tym linkiem: www.greenalp.com/RealtimeTracker/index.php?guestmode=1&viewuser=przamak&fs=1&maxtracksize=5000