Na Balkany nie planowalem jechac i z Wenecji zamierzalem udac sie juz na polnoc, ale po popatrzeniu na mape i stwierdzeniu, ze to tak blisko zmienilem zdanie.
Z Zagrzebia jechalem przez Chorwacje jakies 3 dni przez niewielkie wioski i miasteczka. I chyba jeszcze nigdzie żaden kraj tak bardzo nie przypominał mi Polski. Takie same pagórki i krajobrazy, taka sama zabudowa, ludzie o podobnych rysach twarzy. Jedynie zamiast żyta i pszenicy rośnie tu kukurydza i słonecznik. Przejeżdżałem też zaraz obok Bosni i Hercegowiny, ale nie przejeżdżałem przez granicę, bo po drugiej stronie nic ciekawego raczej nie bylo.
Czasami zauważyć można było pozostałości potyczek z Serbia. Jedno z miasteczek bylo w polowie opuszczone, a na elewacjach domow bylo pelno śladów po pociskach.
Wjezdzajac do Serbii poczulem sie natomiast jak na Ukrainie i znowu musialem przypomniec sobie cyrylice.
A teraz kącik lotniczy. Zbliżając sie do Belgradu zauwazylem podchodzącego do ladowania Gripena (szwedzki myśliwiec o charakterystycznej sylwetce), co wydalo mi sie raczej nietypowym widokiem. Chwile pozniej przejezdzalem obok wojskowego lotniska i okazalo sie, ze w niedziele odbywaja sie tu miedzynarodowe pokazy lotnicze, wiec w Belgradzie zostaje dluzej niz planowalem. Poza Gripenem ma byc m.in. F-16, Eurofighter, a Rosja sie nie patyczkuje i przysyła pięć MiG-ow 29, wiec powinno być wyśmienite widowisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz