wtorek, 28 sierpnia 2012

Wlochy

Niestety nie mam za wiele zdjec, zawsze zapominam robic zdjecia komórką.

Zagrzeb

Przez Slowenie przejechalem dosc szybko zatrzymujac sie na postoje tylko gdy akurat mocno padalo albo była burza. Ze Slowenii najbardziej zapamiętam przydrożne zajazdy z apetycznymi prosiakami na obrotowych rożnach. Rijeke zwiedzałem po raz drugi, tym razem miałem jednak przewodnika - Jelenę, którą poznałem 3 lata temu gdy studiowała u nas w Lublinie przez pół roku. Dziękuję za towarzystwo, dach nad głową i znakomity obiad!

Teraz jestem pod Zagrzebiem, do ktorego dojechałem juz autobusem. Namiot rozlozylem bardzo blisko lotniska, jak na dloni widzialem podchodzace do ladowania samoloty. Mimo, ze lotnisko cywilne, to dzis rano mialem niespodzianke - wyladawaly dwa MiG-i 21!

niedziela, 26 sierpnia 2012

Trieste

Jestem w Slowenii w połowie drogi między Trieste a Rijeka i czekam na
przystanku az przejdzie burza. Wczoraj w Trieste calkiem mi sie
spodobało, to jedno z tych miast, w których nie ma jakichś
znamienitych zabytków (jednym z glownych obiektów do zwiedzania jest
obóz koncentracyjny), ale za to wygląda na calkiem przyjemne miejsce
do mieszkania. A w Rijece trasa mojej podróży przetnie sie z trasa
wyprawy z 2008 roku, gdy z Pawlem i Robertem wybralismy sie na
Balkany.

piątek, 24 sierpnia 2012

Wenecja

Wczoraj bylem w Padwie. Miasto przyjemne, choć troche nijakie i bez
charakteru. Nocleg mialem tuz przed Wenecja. Tu wszedzie w okolicy
jakies mokradla, spalem pomiedzy dwoma kanałami na jakiejś grobli,
przez którą biegnie droga gruntowa. Niezbyt lubie noclegi w miejscach,
gdzie chlupie albo bulgocze woda. Lubie spac przy autostradach,
liniach kolejowych (chyba jeszcze nigdy nie obudził mnie
przejeżdżający pociąg), przy lotniskach, a nawet przy brzeczacych
liniach wysokiego napiecia. A, jeszcze w lesie nie lubie.

Dziś natomiast byłem w Wenecji. To jedno z tych miejsc, które milo
jest zobaczyć, ale nigdy w życiu nie chcialoby sie w nim mieszkać.
Przy okazji, to chyba najgorsze miejsce dla rowerzysty na swiecie. Co
chwilę droge przecina jakis kanal, a przeprawa przez nie odbywa sie
przez mosty. Na mostach sa schody, wiec trzeba wnosic rower. Gdyby
nawet komus przeszło przez myśl jeździć tam rowerem, to niezbyt moze
to robic, bo w miescie jest zakaz - czasami jakas boczna pusta uliczka
chcialem podjechac kawalek, to zaraz znajdowal sie mieszkaniec, ktory
mowil, ze nie wolno (a Wlosi zdaja sie nie byc zbyt rygorystyczni w
przestrzeganiu prawa). Przez cały dzień nie widzialem zadnego
rowerzysty w Wenecji. Z Wenecji podplynalem jakims lokalnym statkiem
do Punta Sabbioni. Teraz jestem w okolicach Jesolo, gdzie wzdluz plazy
znajduje sie prawdopodobnie widoczny golym okiem z kosmosu deptak
długości pewnie z 5 km, po ktorym w kolko łażą turysci.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Piza i Florencja

Uwaga, bedzie niechronologicznie!

Jestem teraz w Sesto Fiorentino i jestem pewien, że miasto to zajmuje
wysoka pozycję w Top 25 najbrzydszych miast wloskich. Z pewnoscia jest
najbrzydsze sposrod tych, ktore tu widzialem i spokojnie moze
konkurować z Walbrzychen czy Bytomiem.

Teraz wybieram sie do Bolonii i podjade sobie pociagiem bo mi gorąco,
a po drodze nic nie ma.

Wczoraj byłem w Pizie i widzialem tę ich krzywą wieżę. Wśród tych
wszystkich nadętych i przeozdobnych sąsiednich budowli wygląda jakoś
tak niepoważnie, jak żart znudzonego artysty architekta. Jednak poza
krzywą wieżą w Pizie zbyt wielu ciekawostek nie ma. Za to Florencja
jest naprawdę sporym miastem z wieloma atrakcjami. Miejscowa katedra
jest naprawdę potezna i robi duże wrazenie

We Włoszech nigdzie nie ma działającego wifi (trzeba się rejestrować i
mieć lokalny numer telefonu), więc na razie zdjęć niestety nie będzie.

Bolonia

Bolonie zwiedza się ciezko. Żadnych mapek, prawie brak oznaczeń czy
drogowskazów. A szkoda, bo zabudowa w miescie ciekawa. Najwieksze
wrazenie robia strzeliste prostopadloscienne wieze o kwadratowej
podstawie, majace czesto ponad 60 metrow wysokosci, a najwyzsza prawie
100. Najbardziej niesamowite jest to, ze budowali je w okolicach XII
wieku! I co wazne, nie były tylko momentami, których rolą jest stać i
się nie zawalić pod swoim ciężarem, a pelnily praktyczne funkcje. W
srodku znajdowaly sie drewniane stropy. Można powiedzieć, że byly to
prawdziwe wysokosciowce sprzed niemal 1000 lat. Nam zajelo prawie całe
milenium osiągnięcie podobnych wyników, warszawski Prudential
przekroczył 60 metrow w miedzywojniu (a był to najwyzszy ówczesny
polski wysokosciowiec).

Teraz idę spać w okolicach Ferrary, w której trafiłem akurat na jakiś
festiwal grajków i sztukmistrzow.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Genua

Jade wybrzeżem Wloch i jestem jakieś 20 km przed La Spezia. Jazda
idzie mozolnie, bo co chwilę trzeba podjeżdżać pod jakąś górę, a potem
zjeżdżać do poziomu morza i tak w kolko. Sprawy nie ułatwia fakt, ze
caly czas jest ze 35 stopni i zadnej chmury na niebie. Ale
przynajmniej robie sporo kilometrow, bo zazwyczaj musze długo jechać,
żeby znaleźć miejsce na nocleg.

Z miejsc, które ostatnio odwiedziłem najciekawsza wydała mi się Genua
i jej gesto zabudowane stare miasto, bedace polaczeniem medyn z Maroka
(klimat, gestosc zabudowy) z Manhattanem (wszystkie uliczki przecinają
sie pod katem prostym.

Teraz jade do Pizy, ale dotre tam chyba dopiero jutro.

piątek, 17 sierpnia 2012

Monako

Monako to pierwszy kraj, który przejechałem wzdłuż i wszerz, i zajelo
mi to niewiele ponad połowę dnia. Połowę powierzchni kraju zajmuję
tor, na ktorym corocznie odbywa się jedyny uliczny wyscig grand prix
formuly 1. Na co dzień są to oczywiscie zwykle ulice. Niemal drugie
tyle ulic znajduje sie pod ziemią, sa to tunele łączące różne części
miasta. Jest nawet podziemne rondo. Po tunelach wolno jezdzdzic
rowerem.

W Monako samochody są z tych lepszych. W samym centrum Rolls-Royce'y
czy Bentleye sa rownie czestym widokiem jak u nas Opel Vectra czy Ford
Mondeo. Zeby sie wyróżnić trzeba cos więcej niz Ferrari (naliczylem ze
cztery salony z Ferrari i jeden serwis auroryzowany), ale Bugatti
Veyron tylko raz widzialem. Rejestracje maja tam tylko 4 znaki,
zazwyczaj jedną litere i trzy cyfry.

W Monte Carlo jest tez sporo sklepow z jachtami, wiecej niz w
Lublinie. Dzis przyplynal statek wielkosci miasteczka, ktory wczoraj
widzialem w Nicei.

Chyba najpopularniejsza grupa turystow są Rosjanie (podobnie jak w
najdrozszych kurortach Szwajcarii). Albo najbardziej rzucają sie w
oczy: kobiety ze swoim wrodzonym poczuciem dobrego smaku przy dobiorze
ubioru oraz mezczyzni, stawiający na dyskretna elegancje.

Teraz spie kilka kilometrow przed San Remo. Na gorzystych wybrzeżach
jest zawsze problem ze znalezieniem miejsca pod namiot, tym razem nie
spie w rewelacyjnym miejscu, ale za to jest bonus - drzewo figowe
zaraz obok, akurat dojrzaly!

Monako

środa, 15 sierpnia 2012

Prawie nad morzem

Na przełęcz Col de la Bonette wjechalem okolo południa. Na gore
wyjeżdżało wielu kolarzy, ale najwieksza ciekawostką była jakaś pani
po siedemdziesiatce, ktora na gore podjeżdżala z sakwami w bardzo
przyzwoitym tempie, wyprzedzajac co chwile kogos, wlacznie ze mna.
Przyuwazylem jednak, że miała elektryczne wspomaganie w tylnej
piascie. Ciekaw jestem co sobie pomysleli wyprzedzani szosowcy ze trzy
razy od niej mlodsi, ktorzy nie zauważyli tego szczegółu. Zjazd nie
był może jakiś arcyciekawy, ale za to długi, 17 kilometrow stromego
zjazdu, a potem jeszcze kolejne 50 praktycznie bez pedalowania.

Ta czesc Alp Francuskich, przez ktora jechałem nie była może jakos
zbyt widowiskowa, ale w sumie jechało się przyjemnie. W okolicy nie
brakowało szczytow powyzej 3 tys. metrow, ale byly one mocno
zniszczone przez erozję, więc i niezbyt strzeliste. Można by chodzić
po nich "na azymut".

Prawie dojechalem do morza, namiot rozbilem kilka kilometrow wczesniej
niz planowałem, bo pojawilo sie wysmienite miejsce na nocleg -
pomiedzy liniami wysokiego napiecia, autostrada a jakimiś zaroslami.
Planowałem od razu kierować sie wybrzeżem na Wschod w strone Nicei,
ale jako wielki fan kinematografii podjade chyba jeszcze jutro z rana
do Cannes.

Kilka zdjec z Francji

wtorek, 14 sierpnia 2012

Col de la Bonette

Spie dziś przed przelecza Col de la Bonette, znajduje się na niej
najwyzej w Europie poprowadzona droga asfaltowa - mozna wjechac na
2802 m n.p.m. Przelecz ta była też najwyzej położonym miejscem, do
ktorego dojezdzali kolarze podczas Tour de France. Pozostalo mi
jeszcze okolo 17 km podjazdu i 1300 metrow różnicy poziomow. A potem
juz caly czas z gorki nad Morze Srodziemne do Nicei. Po drodze może
nie być sklepów, bo tam dzikie gory i park narodowy, a tu w mniejszych
miejscowościach czesto nie ma nawet sklepu wiec wioze chyba z 8 kg
rozmaitego jedzenia i picia. Mam nawet tiramisu :)

Minęło 19 dni podróży, przejechałem 1770 km rowerem (zajelo mi to 131h
52m, co daje wysmienita srednia 13,5 km/h), do tego jakies 650 km
pociagami i 100 km autobusami.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Szwajcaria najlepszy kraj!

Szwajcaria dzieli sie na trzy części, niemiecką, włoską i francuską.
Najwięcej czasu spędziłem w części włoskiej - pomijajac najlepsze
krajobrazy, to mieszkancy wydali mi sie tam najbardziej mili i
otwarci. Przejeżdżając przez wioski i miasteczka, to życie tam
wygladalo wrecz sielankowo. Dziewczęta ładne. W niemieckiej części
było prawie równie przyjemnie, a jedynie góry mniejsze. Jako, że lubię
kontemplowac mapy, to musiałem robić na osobnosci, bo niemal
natychmiast zjawial sie ktos gotow nieść pomoc. W sumie najmniej
podobało mi sie we francuskiej części, widoki robily najmniejsze
wrazenie (choc sytuację ratował widoczny w oddali Mont Blanc),
miasteczka po drodze jakieś takie niemrawe i podobne do siebie. Ludzie
juz jakoś nie az tak mili i uśmiechnięci, choć podziekowaniom przy
kasie w supermarkecie zdawało się nie być konca. Genewa choć ladnie
położona nad jeziorem, to zupelnie bez rewelacji, szara, nieciekawa
zabudowa, a chodniki zalepione gumą do żucia. Chyba najwieksza
atrakcją miasta jest fontanna wyrzucajaca ze 40 metrow w górę strumień
wody. No i Wielki Zderzacz Hadronow, z tym, ze on już pod ziemią.

Rowerem po Szwajcarii podrozuje się przyjemnie nie tylko ze względu na
krajobrazy. Na drogach, zwlaszcza w górskich kurortach, porusza sie
pełno znakomitych samochodów. Nie brakuje zarowno nowych samochodów
sportowych z wyższej polki, o mocy ponad 500 KM, jak i pięknej
klasycznej motoryzacji. Bardzo czesto widywalem znakomicie utrzymane
samochody z lat 50-tych i 60-tych, zazwyczaj z kierowcami z roczników
jeszcze wczesniejszych.

Jako, ze do wielu miejsc ciężko dotrzeć, to czesto używają tam
helikopterów, zwlaszcza do transportu podwieszonych na linie towarow.
Podczas jednego z noclegow spalem nad urwiskiem, ponizej ktorego
przebiegała nie uzywana juz droga (samochody jeździły równolegle
wybudowanym tunelem). Tego ranka obudzil mnie bardzo głośny dźwięk
helikoptera, który zdawał sie jeszcze zblizac. W momencie gdy
zaczynalem wygladac z namiotu by zobaczyc co sie dzieje i czy
przylecieli po mnie, to sam namiot ju z mocno falowal. Okazalo sie, ze
helikopter zawisl na wysokosci mojego namiotu, moze z 15 metrow w
prostej linii ode mnie. Nie wiem czy pilot mnie widzial, bo zajety byl
manewrowaniem maszyna podczas gdy ludzie ponizej podczepiali ladunek,
a ja bylem za niewielkimi krzakami i rzedem drzew w namiocie w
zielonym kolorze, ale ja widzialem go jak na dloni. Wyrazy podziwu dla
umiejetnosci pilota, nie mial praktycznie marginesu bezpieczenstwa, po
jednej stronie niezbyt szerokiej jezdni przepasc, po drugiej niemal
pionowe zbocze i rotorem niemal zahaczal o drzewa. Na koniec jeszcze
wyladowal na tej jezdni.

Niestety w Szwajcarii prawie wszystko jest drogie. Chleb kosztuje w
przeliczeniu powyzej 10 zl (choć jest znakomity), cheeseburger w
McDonald's 9 zl, a 100 zl nie wystarczy na przejechanie zwyklym
osobowym pociągiem w drugiej klasie nawet 50 km. Kebab to 35-40 zl,
nie jadłem, ale widzialem jak inni jedli.

Często miałem problem z wyrzuceniem śmieci, wielokrotnie zdarzało sie,
ze przy drodze stało siedem różnych pojemników (na puszki aluminiowe,
na szklo biale, brazowe, zielone, na kartony po napojach, na
makulature, na kupy po psach, na odpadki organiczne), a ja kilometrami
wiozlem opakowanie po jogurcie, bo nie bylo zwyklego śmietnika.

A teraz dojechalem pociagiem, autobusem i rowerem za Gap, i po
pozywnej kolacji 2500 kcal ide spac.

Annency

Jestem już we Francji w Annency, teraz jade na poludnie i chyba podjade trochę pociagiem albo autobusem. Cos wiecej o Szwajcarii napisze jakoś później, a teraz zdjecie z CERN-u pod Genewa.

piątek, 10 sierpnia 2012

Montreux

Dojechalem do Montreux, takiego lokalnego Monte Carlo. Skończyła sie już moja przygoda z gorska częścią kraju. Najpierw pojechalem do St. Moritz - głównie po to, aby przejechac sie pociagiem po jednej z najciekawszych linii kolejowych na swiecie. Niestety byla to moja jedyna przygoda z koleja, bo ceny biletow sa tu okrutne.

Potem w okolicy Andermatt podjechalem na dwie przelecze, pierwsza ponad 2000 m, druga ponad 2400. W szczegolnosci drugi podjazd milo wspominam, juz na samym poczatku usiadl mi na kolo jakis lokalny rekreacyjny szosowiec - trzymal sie ze 4 kilometry, az w koncu odpadl. Jechalem juz spokojnie dumny ze zwyciestwa, a wtedy wyprzedzila mnie piekna niewiasta (choć niezwyklosc jej urody docenic moglem jedynie z tyłu) z tak na oko prawie dwukrotna przewaga predkosci. Tym razem ja usiadlem jej na kolo i tak jechalem i zdychalem kolejne 2 kilometry albo i mniej. Wiecej nie dalem rady. Ale miala na sobie koszulke z wielka flaga Szwajcarii, a po łydkach i lejacym sie z niej pocie wygladalo, ze nie jest na popoludniowej lekkiej przejazdzce - myśl że może jest z reprezentacji kraju pozwoliła mi łatwiej przełknąć gorycz porazki. A potem to juz mnie wszyscy wyprzedzali na tych karbonowych szosowkach z kolami z dwiema szprychami.

Zjazd z przeleczy byl wyborny, a po nim jechalem jeszcze jakies 30 km z gorki (choc nachylenie niewielkie) i z wiatrem w plecy. Dla rownowagi dzis jechalem z gorki z takim wiatrem w twarz, ze z trudem przekraczalem 10 km/h. Wialo tak silnie, ze chwilami wywiewalo ze strumienia plynaca w nim wode, tworzac cos na ksztalt mzawki.

Wczoraj pojechalem do Zarmatt, skad widac Matterhorn - gore pojawiajaca sie we wszystkich prospektach o Szwajcarii. A dzis jestem juz pod Jeziorem Genewskim i zaraz jade szukac miejsca na rozbicie namiotu.

Fotki ze Szwajcarii cz. 2

Nie zabraklo Suzuki Baleno - specjalnie dla fanow marki.

Parę zdjęć ze Szwajcarii

sobota, 4 sierpnia 2012

Jak w Alpy to tylko do Lichtensteinu

Jestem w Szwajcarii, choc jeszcze w zasiegu austriackich sieci
komorkowych. Zaczyna sie ciekawsza czesc wyprawy. Jutro z rana
przejade przez Lichtenstein. Poza widokami musi tam naprawde nie byc
nic wartego uwagi, skoro przewodnik sposrod atrakcji w tym malym kraju
juz na trzecim miejscu wymienia fabryke skądinąd porządnych
elektronarzedzi Hilti. Stolica Vaduz musi byc szczególnie nudnym
miejscem, cytuje za przewodnikiem: "It may technically be an European
capital but it is unlikely to interest a tourist for any length of
time". Wyglada więc na to, że zwiedzanie Liechtensteinu potrwa
dokladnie tyle ile trwa przejechanie go wzdłuż.

Pozniej zamierzam dojechac do Chur, a stamtąd pociągiem do St. Moritz,
najstarszego na świecie kurortu narciarskiego. Linia kolejowa jest
najwyzej poprowadzona linia w Europie (jesli dobrze pamietam wjezdza
na ponad 2200 m. n.p.m.), nalezy ona do listy swiatowego dziedzictwa
UNESCO, a widoki sa ponoc wysmienite. A potem wracam na rowerze do
Chur wjezdzajac na podobna wysokosc i jade dalej na zachod.

Dryftuję więc jestem

Wjeżdżam do Szwajcarii. Ze wzgledu na ceny transmisji danych poza UE
to pewnie nie bede tu pisal, co najwyzej krotkie wiadomosci smsami w
malyn okienku po prawej strobie (chyba, ze w Maczkach bedzie
internet). Teraz chyba jestem w Austrii, do końca nie mam pewności, a
jakoś tak glupio pytać.

Miałem też wczoraj drobną awarie, pękl oplot w tylnej, oponie. Kupilem
już zapasową oponę, ale jeżdżę na tej z wybuleniem - jako ze jest do
wyrzucenia, to przy każdym hamowaniu zuzywam ją najbardziej jak tylko
moge. Przy hamowaniu pięknie piszczy i śmierdzi palona gumą. Lekcja na
dziś - przy hamowaniu z dużych prędkości na pochyłej poprzecznie
drodze tylne koło blokowac z rozwagą (nie lezalem, ale strach byl!).

piątek, 3 sierpnia 2012

Wśród niemieckich emerytow

Te niemieckie Alpy to takie Bieszczady, nie ma tu za wiele skalistych szczytów. Sa za to zielone dolinki, strumyki, gorskie jeziora - to wszystko przyciąga niemieckich emerytow, których jest tu zatrzesienie. Specjalnie dla nich przygotowano ogromną liczbę ławek umieszczonych w rozmaitych miejscach w calych niemieckich Alpach. Ponoc w Paryzu do najbliższej stacji metra jest zawsze nie wiecej niż 5 minut drogi - obstawiam, ze tu podobnie sytuacja wyglada z ławkami.

Jutro koło południa wjade do Lindau, a potem już do Szwajcarii, wiec w koncu w prawdziwe góry.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Burza

Jestem w okolicy miejscowosci Rottenbuch na poludnie od Monachium. Akurat zaczęło grzmieć, gdy przy drodze pojawil sie jakis zaciszny dach. Siedze tu, jem jakiś gulasz, ogladam mape, klikam na komorce, slucham niemieckich biesiadnych hitow w lokalnym radiu, nawet pranie zrobilem. Rozmowa z siostra:

siostra: co robisz gdy pada?
ja: czekam pod dachem az przestanie.
siostra: nie nudzi Ci sie?
ja: nudzi.

Piterek: dziękuję za rozmowę

środa, 1 sierpnia 2012

Monachium

Pare zdjec

Passau

W podróżowaniu składakiem najlepsze jest to, że można go złożyć i jeździć pociągiem. Z Ceskich Budejovic na kole (po czesku: na rowerze) dojechalen do Passau i zaraz wsiadam do pociagu do Monachium, bo po drodze nic nie ma a jechalbym ze dwa dni.

Jak na razie przejechałem rowerem 564 km, co zajelo 38h 13m. Do tego pociągiem 226 km.

Mam nadzieje, ze kolejne przesyłane przeze mnie zdjecia będą trochę większe (o ile znajde wifi, bo w McDonald's nie dziala). Niestety wciąż będą to liche zdjęcia z komórki.