środa, 30 listopada 2011

Rabat na Meknes

Ostatnie dni spędziliśmy w Casablance, Meknes i Rabacie. W ostatnim z
nich mieliśmy zapewnioną dwudniową opiekę miejscowego przewodnika i
tragarza zarazem. Na miejscu zwiedzamy lokalne targowiska i próbujemy
marokańskich specjałów.

Początkowo mieliśmy obawy co do odporności naszych żołądków na lokalne
pożywienie sprzedawane na ulicy bez zachowania jakichkolwiek zasad
higieny. Na szczescie kilka dni temu spotkaliśmy Czechów, którzy
mówili, że od dwóch tygodni jedzą tu wszystko i w dowolnych
kombinacjach - od tamtej pory stosujemy sie do ich zaleceń.

Obecnie udajemy sie do pociągu, ktorym zamierzamy dostac sie do Fez.

niedziela, 27 listopada 2011

Herbata Wypita Duszkiem Parzy

Po wyladowaniu w Marrakeszu pojawil sie pierwszy problem - nie mamy pieniedzy, a bankomaty nie przyjmuja naszych kart. Z lotniska do centrum dostalismy sie na piechote, gdzie przy pomocy miejscowego weterynarza Pawel poddal sie zabiegowi amputacji nerki. Dzieki temu uzyskalismy srodki na kontynuowanie podrozy. W Marrakeszu na zblakanego turyste czyha wiele niebezpieczenstw, na szczescie na kazdym rogu swoja pomoc oferuja liczni przewodnicyv dzialajacy wg taryfikatora 100 metrow = 10 zl. Marrakesz ugoscil nas typowo afrykanska pogoda (zimno i pada), postanowilismy udac sie na pustynie w poszukiwaniu slonca. Wybralismy mocno urozmaicona trase przecinajaca pasmo gor Atlas. Z miejscowosci Ouarzazate udalismy sie podziwiac rozpuszczajaca sie w strugach deszczu, zrobiona z kup i blota kazbe (zamek) Ait-Bin-Hadu. Dzieki naglemu przyplywowi gotowki (Pawel ma sie juz coraz lepiej), niczym niemieccy turysci udalismy sie na trzydniowa, w pelni zorganizowana, nielegalna objazdowa wycieczke krajoznawcza. Odwiedzilismy kolejno doline Dadis, kanion Tudra, pustynie Erg Shebi, gdzie trawersowalismy zbocza wydm ujezdzajac miejscowe wielblady. Byla to nasza pierwsza noc pod namiotem, niestety nie naszym, lecz rdzennych mieszkancow pustyni (Berberow, Tuaregow czy kogos tam), wazne, ze z towarzystwie Hiszpanek - to nieprawda, ze noce na pustyni sa zimne. Sa bardzo zimne. Jak przystalo na trzech doroslych, odpowiedzialnych, milych, skromnych i bogatych przystojniakow, chcac udowodnic nasza nieprawdopodobna odwage postanowilismy wdrapac sie po ciemku na najwyzsza i najbardziej stroma 200-metrowa wydme. Rano powtorzylismy wyczyn. Odprowadzilismy wielblady do oazy, po czym wrocilismy droga wiodaca przez kamienista pustynie oraz daktylowa doline do Ouarzazate. Stad udajemy sie nocnym autobusem nad ocean. Zal nam opuszczac to miasto, mamy tu bowiem niebywale powodzenie u miejscowych 13-tek.

środa, 23 listopada 2011

Jestestesmy od wczoraj w Marrakeszu i wyruszamy przez gory Atlas do Ouarzazate. Miejscowe stare miasto to wielki labirynt malych uliczek, na kazdym rogu czeka jednak wielu przewodnikow, ktorzy z przyjemnoscia i za drobna oplata wskaza odpowiednia droge. Wiekszosc z nich proponuje nam takze zakup haszyszu. Pierwsze 24 godziny w Maroku nasze zaladki zniosly dobrze.

wtorek, 22 listopada 2011

Romantische Deutschland

Inspirowani powyższym hasłem, zauwazonym na billboardzie spędziliśmy romantyczny dzien zwiedzajac okolice lotniska. Kontrola przed wylotem, jak przystało na lot do kraju, w ktorym religia dominującą jest Islam, byla zwlaszcza w moim przypadku dość szczegółowa.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jasionka

Jesteśmy już na lotnisku i po odprawie bagażowej, ktora nie przebiegła bez problemów. Podejrzenia wzbudziły pałąki do namiotu w bagażu Pawła i woreczek z gumami do zucia w kieszeni Roberta (w połączeniu z jego nadzwyczaj radosnym humorem).

Obecnie delektujemy sie zapachem nafty lotniczej w poczekalni lotniska.

niedziela, 20 listopada 2011

Trzy lata starsi...

... a niewiele mądrzejsi jedziemy do Maroka. Paweł, Robert i ja, czyli skład taki jak podczas większej części wyprawy na Bałkany w 2008 roku. Wylatujemy z Rzeszowa, następnie szybko przesiadamy się we Frankfurcie do drugiego samolotu i lecimy dalej do Marrakeszu. Na transfer mamy około 18 godzin, więc powinniśmy zdążyć. W międzyczasie zwiedzać będziemy Frankfurt, a raczej jego dalekie przedmieścia - lotnisko znajduje się około 120 km od miasta. Na szczęście 12 km od lotniska znajduje się też Lidl.

Zarys szkicu planu zwiedzania Maroka nie jest zbyt obszerny, znamy parę miejsc wartych odwiedzenia, niestety ze względu na ograniczoną ilość czasu, jaki mamy do dyspozycji, miejsca te w wielu przypadkach wzajemnie się wykluczają. Plan w chwili obecnej opiera się na proroczym śnie Pawła sprzed kilku dni, na podstawie którego wyznaczył on załączoną na obrazku wstępną trasę wycieczki. Jak widać, trasa ta układa się w kształt litery "H" i może być kamieniem węgielnym pod większe dzieło, jakim mogłoby być narysowanie na mapie podczas następnych podróży kolejnych liter układających się w słowo powszechnie uznane za wulgarne i obelżywe.

Jak zwykle bierzemy ze sobą ekwipunek z wysokiej półki (regału w supermarkecie). Jako sytuację bez precedensu należy uznać fakt, że chyba po raz pierwszy będziemy mieli ze sobą przewodnik. Poza tym jak zawsze do nawigacji posłużą nam wydrukowane na kartkach A4 i sklejone taśmą mapy z Google Maps.